niedziela, 5 stycznia 2014

cz.1


Mijasz po drodze szczęśliwe rodziny. Matki i ojców ze swoimi dziećmi. Zastanawiasz się jak długo potrwa ich szczęście, czy będą mieli szansę nacieszyć się swoją bliskością dłużej niż mogłaś cieszyć się nią ty. Jako niespełna dziesięciolatka straciłaś rodziców w wypadku samochodowym. Jechaliście wtedy w góry na święta. Od tego czasu codziennie prześladuje cię jedna myśl. Dlaczego oni musieli zginąć, dlaczego Bóg musiał zabrać akurat ich, przecież równie dobrze mógł zabrać z tego świata ciebie. W sumie twoje życie i tak nie jest już prawie nic warte przez to, ze nie ma przy tobie jedynych osób, które kochałaś. Po wypadku miałaś jedynie niewielkie obrażenia i po kontroli w szpitalu zostałaś odwieziona do domu dziecka, który od teraz stał się twoim drugim domem. Po tym wszystkim zamknęłaś się w sobie, nie chciałaś z nikim rozmawiać. Opiekunki chciały do ciebie dotrzeć jednak ty stałaś się zamknięta w sobie. Pomyśleć, że jeszcze niedawno nie mogłaś zamknąć buzi nawet na chwilę. Jedyną rzeczą, która trzymała cię przy życiu była siatkówka. Banalne kawałek siatki, boiska i piłka. Dla innych była to po prostu kolejna nudna gra, ale nie dla ciebie. Miłość do siatkówki zaszczepił w tobie tata. Odkąd pamiętasz oglądaliście razem mecze. Zawsze siadałaś mu na kolanach i z wypiekami na policzkach oglądałaś poczynania naszych siatkarzy. Komentowaliście prawie każdą akcję, cieszyliście się z każdego zwycięstwa i płakaliście razem po każdym przegranym meczu. Na twoje szczęście zaraz przy domu dziecka znajdowała się hala do której dostęp wasz ośrodek miał dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nierzadko opiekunki prawie siłą wyciągały cię z sali bo gdybyś mogła spędzałabyś tam całe dnie. Grałaś całkiem dobrze jak na dziewczynę. Niektóre z opiekunek mówiły ci nawet, że z powodzeniem mogłabyś zgłosić się do gry w jakiejś drużynie, jednak ty nie wyobrażałaś sobie współpracowania z żadną grupą. Wolałaś poodbijać sobie sama piłkę, zagrywkę z wyskoku opanowałaś perfekcyjnie. Pewnego dnia gdy jak zwykle trenowałaś na hali usłyszałaś za sobą gwizdy uznania. Odwróciłaś się w stronę z której dobiegały hałasy i ujrzałaś siatkarzy reprezentacji Polski.
-Chyba oszalałam. - uszczypnęłaś się i przetarłaś oczy, ale oni nie zniknęli. - jesteście prawdziwi
-A co myślałaś? Nie wiedziałaś, że będziemy tutaj trenować? Jak wchodziłaś do hali myślałem, że jesteś kolejną hotką, która przypałętała się tutaj tylko po to by dostać nasze autografy, ewentualnie zrobić sobie z nami zdjęcie, ale widzę, że nie.
-Grasz świetnie – przerwał Kubiakowi Włodarczyk. Gdzie się tego nauczyłaś? Grasz w jakimś klubie?
-Nie no co wy, ja? Przecież ja gram tylko dla siebie żeby zabić czas. W ogóle to czas na mnie.
-Już idziesz? Może chciałabyś zagrać z nami?
-Innym razem, naprawdę muszę już iść. Może jeszcze będziemy mieli okazję się kiedyś spotkać.
-Może – powiedziałaś pod nosem i wyszłaś z hali. Powolnym krokiem kierowałaś się w kierunku domu dziecka, cały czas miałaś wrażenie, że ktoś za tobą idzie, ale gdy odwracałaś się nie widziałaś nikogo. Weszłaś do budynku i od razu skierowałaś się do swojego pokoju. Nie bardzo interesowało cie to, że akurat odbywała się kolacja, mówiąc prawdę nawet nie byłaś głodna. Położyłaś się na łóżku i zaczęłaś płakać. Spotkanie z twoimi idolami przypomniało ci wszystkie piękne chwile w twoim życiu. Mecze reprezentacji, czas spędzony z twoimi rodzicami, który niestety już nie wróci. Po chwili usłyszałaś, że drzwi od twojego pokoju otwierają się.
-Nie chcę nikogo widzieć zostawcie mnie. Chcę być sama – ostatnie słowa niemal wykrzyczałaś.
Jednak osoba, która zjawiła się w twoim pokoju nie miała ochoty z niego wychodzić. Niechętnie podniosłaś się i ujrzałaś w drzwiach swojego pokoju Wojtka Włodarczyka.
-Co pan tutaj robi?
-Jaki pan? Chyba nie jestem, aż taki stary. Zaintrygowałaś mnie dziewczyno i poszedłem za tobą.
-Jakim prawem? Myślisz, że jak jesteś znanym siatkarzem to wszystko ci wolno?
-Nie denerwuj się, jeżeli chcesz wyjdę, ale myślę, że potrzebujesz szczerej rozmowy, a czasem lepiej jest wygadać się komuś obcemu niż nawet najlepszej przyjaciółce.
-Jakiej przyjaciółce? Ja nie mam przyjaciół. Nie mam nikogo, nikt się mną nie interesuje.
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj, przecież nie mogłeś o tym wiedzieć. Chodź – przywołała go do skinieniem ręki. Usiadł obok niej i niepewnie objął ją ramieniem.
-To teraz opowiadaj.
Opowiedziała mu całą swoją historię, zdołała streścić swoje życie w zaledwie piętnaście minut. Wojtek nic nie mówił po prostu pozwolił jej się do siebie przytulić i wypłakać w jego reprezentacyjną bluzę.
-Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Za miesiąc stąd wychodzę i kompletnie nie mam gdzie się podziać. Będę musiała chyba zamieszkać pod mostem.
-Spokojnie. Jeżeli będzie taka potrzeba przygarnę cię do siebie, ale mam do ciebie prośbę. Chodź z nami zagrać.

Zgodziłaś się no bo co miałaś zrobić. Inaczej wierciłby ci dziurę w brzuchu tak długo, że i tak byłabyś zmuszona się zgodzić.  



1 komentarz: