sobota, 19 lipca 2014

EPILOG

Wpadłem jak szalony do szpitala. Pielęgniarka bardzo szybko zaprowadziła mnie do sali porodowej. Na łóżku leżała już Weronika.  
-Kochanie jak się czujesz?
-Super. Brakuje jeszcze drinka z palemką i normalnie jak na wakacjach. Nie denerwuj mnie lepiej.
-Nie denerwuj się kochanie.
-Dobrze pani Weroniko rozwarcie jest na tyle duże, że możemy zaczynać. Na trzy niech pani prze. Raz, dwa, trzy.
-Ślicznie kochanie, jestem z ciebie dumny.
-Zamknij się. Nie myśl, że pozwolę ci się zapłodnić po raz kolejny. Nie ma mowy o następnej ciąży. Rozumiemy się?
Po trzech godzinach na świat przyszedł nasz synek. Jednak chwilkę później okazało się, że to nie koniec. Kilka minut po nim na świat przyszła jego siostrzyczka.
-Ale jak to dwójka? Przecież my sobie nie poradzimy.
-Mamy siebie to nam wystarczy. Na pewno damy radę. Dziękuję ci za nie.

Dwadzieścia pięć lat później
Ostatni dzień mistrzostw Europy. Reprezentacja Polski gra z Włochami. Nasz syn Kacper jest pierwszym rozgrywającym reprezentacji. Razem z Kamilą naszą córką i kibicujemy polskiej reprezentacji. Spotkanie było niezwykle emocjonujące, na szczęście zwycięstwo odniosła reprezentacja Polski. Chwilę później opuściliśmy swoje miejsca i zeszliśmy na dół do wiwatujących Polskich siatkarzy. Kamila od razu udała się do Sebastiana – syna Krzyśka Ignaczaka, który był jej narzeczonym. My podeszliśmy do Kacpra żeby mu pogratulować.
-Kochanie, jesteśmy z ciebie bardzo dumni. Gratulujemy wspaniałego meczu.
-Udało się! - powiedział i przytulił nas z całej siły.
Zostaliśmy jeszcze na moment na parkiecie, ale musieliśmy go opuścić by można było przygotować podium do dekoracji.
-Przyszedł czas na nagrody indywidualne. Na początek najlepszy libero. Zostaje nim Sebastian Ignaczak. Wielkie brawa.
-Najlepszym rozgrywającym turnieju zostaje nie kto inny tylko Kacper Włodarczyk. Zapraszamy serdecznie. Przy okazji gratulujemy serdecznie rodzicom dzieci. Siatkarska rodzina pełną gębą – kontynuuje prezenter, którym jest Igła. Przyjął ofertę Polsatu Sport i zaraz po zakończeniu kariery został komentatorem siatkówki. Zaśmiałam się i puściłam do niego oczko.

Po dekoracji światła przygasły i znów usłyszeliśmy głos Igły:
-Proszę państwa pewien młody człowiek chce zabrać głos. Pozwolimy mu na to?
-TAK – daje się usłyszeć z całej hali.
-W takim wypadku zapraszam Kacpra.
Po chwili usłyszałam głos naszego syna.
-Witam wszystkich serdecznie i dziękuję państwu bardzo za doping. Chciałbym poprosić bardzo serdecznie na środek moją dziewczynę Margaret.
Po chwili obok niego pojawiła się córka Facundo.
-Margaret jesteś dla mnie bardzo ważna. Jestem pewny, że jesteś tą jedną jedyną. Chciałbym żebyś zawsze była obok mnie dlatego chcę cię zapytać czy zostaniesz moją żoną?
-Oczywiście, że chcę.

-Nie mogę uwierzyć w to, że nasze dzieci są już dorosłe.
-Dorosłe są już od kilku lat, a teraz to niedługo będziesz bawiła swoje wnuki.
-Spokojnie, na razie nie wzięli jeszcze ślubu.
-Mówisz tak jakbyśmy my czekali do ślubu.

Pół roku później
Dzieciaczki wyglądacie ślicznie. Jeszcze niedawno byliście tacy mali, a teraz bierzecie ślub.
-Mamo przestań bo zaraz się popłacze i nie będzie miał kto poprawić mi makijażu.
-Możecie mi coś obiecać?
-Co tylko chcesz mamo – odpowiedział Kacper.
-Obiecajcie, że o nas nie zapomnicie jak wyjedziecie do tych swoich Włoch.
-Nie ma mowy, o tobie nie da się zapomnieć. W końcu jesteś naszą najukochańszą mamą. Ale teraz musimy już iść po spóźnimy się na najważniejsze wydarzenie naszego życia.
-Idźcie, ja za chwilkę do was przyjdę.

Chwilę po wyjściu dzieci usłyszałam, że drzwi ponownie się otwierają.
-Kochanie chodź już. Chyba nie chcesz przegapić ślubu swoich dzieci.
-Już idę.
-Ej nie smuć się. To powinien być szczęśliwy dzień.
-I taki jest, ale uświadomiłam sobie, że nie będę ich tak długo widzieć.
-Będziemy przyjeżdżać do nich bardzo często, oni też będą nas odwiedzać. Nawet nie zauważysz jak to szybko minie.
-Wiesz, że cię kocham.
-Wiem, gdybyś mnie nie kochała nie wytrzymałabyś ze mną tak długo, a i jeszcze jedno ja też cię bardzo kocham.





Pewnie większość z was będzie chciała mnie teraz udusić, ale musiałam skończyć to opowiadanie. Nie miałam pomysłu na ciąg dalszy. Z resztą nie lubię opowiadań ciągnących się jak telenowele.
PROSZĘ ŻEBY KAŻDY KTO CZYTAŁ OPOWIADANIE ZOSTAWIŁ PO SOBIE JAKIŚ ZNAK.
Dziękuję wam bardzo sedecznie za 25000 wyświetleń i zapraszam do Kuby i Michała i Mariusza :)
+rozpoczynam chyba pisać coś nowego, ale wstawię dopiero kiedy będę miała całość. przewiduję, że nie będzie to tak długie jak to opowiadanie.zaledwie kilka części. Na pewno dam wam o tym znać na tym blogu ;)
jeszcze raz serdecznie dziękuję wam za waszą obecność, pozdrawiam i całuję
zakochana w siatkówce

wtorek, 15 lipca 2014

54

CZYTASZ - KOMENTUJESZ - TO BARDZO MOTYWUJE :)


Osiem miesięcy później
Wojtek właśnie gra mecz. Skra podejmuje dzisiaj u siebie drużynę z Rzeszowa. Niestety mój stan nie pozwolił mi na dopingowanie z hali. W końcu to już dziewiąty miesiąc, ale co z tego skoro naszemu synkowi wcale nie spieszy się na ten świat. Przygotowałam sobie dwa słoiki moich ulubionych ogórków kiszonych i usiadłam przed telewizorem. Mecz był jednostronny, Skra już na samym początku wypracowała sobie kilku punktową przewagę i dowiozła ją do końca pierwszego i drugiego seta. W trzecim przy stanie 16:13 dla Skry poczułam się jakoś dziwnie. Po chwili zorientowałam się, że odeszły mi wody. Pośpiesznie chwyciłam telefon, który na szczęście leżał obok mnie i wybrałam numer alarmowy. Następnie wykręciłam numer Wojtka. Nie łudziłam się, że odbierze bo mecz jeszcze trwa, ale przynajmniej nagram mu się na sekretarkę, to odbierze zaraz po meczu.

Oczami Wojtka
Bardzo cieszyłem się, że trener dał mi szansę w meczu z tak dobrą drużyną jak Resovia. Dawałem z siebie wszystko jednak cały czas miałem jakieś dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Mecz udało nam się wygrać w trzech setach, ale wcale nie należał do tych z gatunku łatwych. Przy takim przeciwniku nie można ani na chwilę stracić koncentracji bo potrafi to idealnie wykorzystać. Po krótkim rozdaniu autografów udałem się do szatni. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu. Martwię się o Weronikę. To już dziewiąty miesiąc, a dziecko nie chce znaleźć się na tym świecie, ale jak to mawia pani ginekolog „sam dobrze będzie wiedział kiedy będzie właściwy moment”. Kiedy wziąłem do rąk telefon zobaczyłem, że mam wiadomość od Weroniki na poczcie.
-Wojtuś kochanie, chyba się zaczęło. Zadzwoniłam po pogotowie, proszę cię przyjedź jak najszybciej. Nie chcę być sama. A i pamiętaj jeszcze jedno jeśli zemdlejesz na sali porodowej to cię uduszę własnymi rękoma. - słysząc ostatnie słowa uśmiech mimochodem wdarł się na moją twarz. Chwilę później zdałem sobie jednak sprawę z powagi jej słów. Szybko zerwałem się z miejsca i zacząłem zbierać swoje rzeczy.
-Co ci się tak śpieszy? - do szatni wszedł Facundo
-Weronika rodzi, muszę jak najszybciej jechać do szpitala
-Nie będziesz prowadził w takim stanie. Poczekaj chwilkę zawiozę cię, w końcu muszę być obecny przy narodzinach mojej chrześnicy.
Postanowiliśmy, że Facundo zostanie ojcem chrzestnym małego, a matką moja koleżanka z nowej drużyny Ania. Mimo, że Weronika nie mogła grać w tym sezonie chodziła na treningi żeńskiej drużyny i tak od słowa do słowa stały się najlepszymi przyjaciółkami.
-Możemy jechać
-Dzięki, że ze mną jedziesz.
-Nie ma za co. Można powiedzieć, że jestem waszym aniołem stróżem. Wybraliście już imię dla małego?
-Myśleliśmy nad Kacprem albo Sebastianem, ale na razie nie możemy się zdecydować.

poniedziałek, 14 lipca 2014

53

Weronika wyszła ze szpitala po pięciu dniach od odzyskania przytomności. Na razie mogę się nią jeszcze zajmować, ale za kilka dni jadę już do Spały. Muszę znaleźć kogoś kto się nią zajmie. Siedziałem w kuchni przygotowując śniadanie kiedy usłyszałem głos Weroniki.
-Wojtuś...
-Tak kochanie.
-Mogłabym mieć do ciebie prośbę.
-Jasne.
-Wiesz co bo mam ochotę na ogórki kiszone, a w domu nie ma już żadnych.
-Rozumiem, że mam się przejść do sklepu.
-Jeśli mógłbyś.
-Ok, za chwilkę będę – wziąłem tylko portfel z szafki i wyszedłem do pobliskiego spożywczaka. W drodze powrotnej wpadłem na naszą sąsiadkę panią Wandę. Bardzo miła starsza kobieta, która kilka lat temu pochowała męża i teraz mieszka sama. Do głowy przyszedł mi genialny pomysł.
-Pani Wandziu mógłbym chwilkę z panią porozmawiać?
-Nie ma sprawy Wojtuś, o co chodzi? - miałem wrażenie, że czasami kobieta traktuje mnie jak swojego wnuczka, który swoją drogą wyjechał do Anglii i od czasu do czasu ją odwiedza.
-Wie pani, że za kilka dni wyjeżdżam na zgrupowanie?
-No coś mi się tam obiło o uszy.
-I chciałbym panią zapytać, czy nie mogłaby pani zająć się Weroniką?
-Jeszcze nie wydobrzała po tym okropnym wypadku?
-Po wypadku nie ma już prawie śladu, ale jest inna sprawa.
-Jaka?
-Weronika jest w ciąży, a doktor powiedział, że powinien się nią ktoś zająć i tak sobie pomyślałem, że może pani mogłaby zajrzeć do niej od czasu do czasu. Będę się starał jak najczęściej wracać do domu, ale wie pani jak to jest, nie zawsze wszystko będzie zależało ode mnie.
-Wojtuś kochanie, dlaczego dopiero teraz mówisz mi o tej szczęśliwej nowinie? Oczywiście, że mogę zająć się Weroniką, nie ma żadnego problemu.
-Dziękuję pani bardzo. Postaram się jakoś odwdzięczyć.
-Wystarczy, że dasz mi jakiś bilet na wasz mecz rozgrywany w Łodzi i po problemie.
-Ma pani to jak w banku.
-Widzę, że zachcianki już się zaczęły – wskazała na dwa słoiki ogórków które trzymałem w rękach.
-Mam wrażenie, że od kilku dni mogłaby jeść tylko same ogórki.
-Tak to już jest z kobietami w ciąży.
-Nie będę pani dłużej zatrzymywał. Jeszcze raz bardzo dziękuję.
-Nie ma za co. Pozdrów ode mnie Weronikę.
-Oczywiście.

-Kochanie to ty?
-Tak, mam dla ciebie te ogórki – kiedy wszedłem do kuchni zauważyłem Weronikę siedzącą na blacie i wyjadającą łyżeczką nutellę prosto z pojemnika – ale sądzę, że na razie nie będą ci potrzebne bo widzę, że znalazłaś sobie coś w zastępstwie za ogórki.
-Przepraszam cię, że poszedłeś od sklepu na marne, ale po prostu kiedy tylko wyszedłeś dostałam takiej chęci na nutellę, że nie mogłam się opanować.
-Nie ma żadnego problemu będziemy mieć na zapas. Rozmawiałem z panią Wandą.
-O czym?
-Poprosiłem ją żeby zajęła się tobą kiedy wyjadę.
-Przecież to tylko kłopot, mogę sama się sobą zająć.
-Nie ma żadnego marudzenia. Będę spokojniejszy kiedy będę wiedział, że ktoś ma cię na oku.
-Skoro tak wolisz to niech ci będzie.
-Grzeczna dziewczynka – podszedłem do niej i pocałowałem w usta wysmarowane kremem – a jaka słodka – zaśmiałem się.

piątek, 11 lipca 2014

52

Po jakimś czasie poczułem jak ktoś położył mi rękę na ramieniu.
-Wojtek co z Weroniką? - przed sobą zobaczyłem jej matkę.
-Mówiłem żeby państwo tutaj nie przyjeżdżali!
-Chcemy się tylko dowiedzieć jaki jest stan naszej córki.
-To nie jest wasza córka. Nigdy nią nie była. Gdzie byliście jak stawiała pierwsze kroki? Jak uczyła się mówić? Kiedy szła do przedszkola, szkoły? Gdzie byliście? Właśnie, nie było was. Nie było was przy niej kiedy JEJ rodzice zginęli w wypadku. Może trzeba było lepiej szukać i Weronika nie spędziłaby tylu lat w domu dziecka. Nie macie prawa nazywać się jej rodzicami. Proszę was żebyście opuścili szpital.
Kiedy podniosłem głowę do góry zobaczyłem, że w ich oczach zbierają się łzy.
-Wiemy, ze nie postąpiliśmy właściwie, ale chcieliśmy to naprawić.
-Co chcieliście naprawić? Nie przeżyje już drugi raz tych lat spędzonych w domu dziecka. Czasu nie da się cofnąć.
-Przepraszamy.
-To nie mnie macie przepraszać, ale musicie wiedzieć jedno. Jeżeli Weronice albo dziecku stanie się coś złego osobiście was uduszę.
-Dziecku? O jakim ty dziecku mówisz?
-O cholera, nie powinienem o tym mówić.
-Wojtek o co w tym wszystkim chodzi? - usłyszałem głos Facundo.
-Nie powinienem o tym mówić, ale skoro już powiedziałem. Weronika jest w ciąży i paradoksalnie dowiedzieliśmy, a właściwie ja się o tym dowiedziałem przez ten wypadek. Weronika jeszcze śpi po operacji, ale jak się obudzi nie chcę was tu widzieć.
-Możemy mieć do ciebie prośbę?
-Zależy jaką?
-Przeproś ją od nas i powiedź, że bardzo żałujemy tego co zrobiliśmy. Gdyby jednak zmieniła zdanie i chciała się z nami spotkać niech skontaktuje się z Emanuelem.
-Nie liczyłbym na to. Weronika tak łatwo nie zmienia zdania, ale mogę to państwu obiecać.

Chwilę później małżeństwo opuściło szpital
-Wojtek jak to jest możliwe?
-Pamiętasz jak po obudzeniu się Weroniki pojechałeś do Polski, a ja zostałem we Włoszech?
-Pamiętam.
-Oświadczyłem się jej wtedy, a potem to już tak samo poszło – uśmiechnąłem się.
-Ale przecież lekarze mówili....
-Musieli się pomylić. Z resztą to nie jest teraz najważniejsze. Najważniejsze jest to żeby Weronika się obudziła. Muszę jej w końcu przekazać tą radosną nowinę.


Następnych kilka dni minęło mi na siedzeniu przy łóżku Weroniki. Mimo iż powinna już się obudzić cały czas spała. Lekarze nie potrafili mi powiedzieć jak długo to potrwa. Miałem dziwne wrażenie, że sami nie wiedzą dlaczego trwa to tak długo. Każdego dnia opowiadałem jej co robiłem i jak bardzo ją kocham. Dzisiaj przyszedłem do szpitala trochę później niż zwykle bo musiałem pojechać do lekarza zrobić badania, w końcu dostałem powołanie do kadry b. właściwie to teraz nie wiem czy chcę jechać do Spały. Weronika jest w szpitalu, na dodatek w ciąży. Chciałbym po prostu być obok niej. Kiedy przyszedłem pod jej salę zobaczyłem poruszenie. Co chwilę z pomieszczenia wychodzili lekarze albo pielęgniarki. Próbowałem dowiedzieć się od którejś z nich o co tu chodzi, ale każda zbywałam mnie zdawkowym stwierdzeniem „nie teraz”. Zrezygnowany zająłem miejsce na krzesełku przed salą. Godzinę później z sali wyłonił się lekarz prowadzący Weroniki.
-Doktorze może mi pan powiedzieć co to wszystko oznacza?
-Panie Wojtku mam dla pana bardzo dobrą wiadomość. Pani Weronika się obudziła.
-Naprawdę? Nareszcie, nie mogłem już się doczekać.
-Mogę do niej wejść?
-Za chwilkę pielęgniarka skończy robić ostatnie badania i będzie pan mógł wejść, a tymczasem zapraszam do mojego gabinetu.
-Czy coś się stało?
-Nie, chciałbym się po prostu dowiedzieć czy będzie mógł się pan zająć panią Weroniką po wyjściu ze szpitala?
-Przez kilka pierwszych dni pewnie tak, ale później wyjeżdżam na zgrupowanie do Spały.
-W takim wypadku radziłbym panu znaleźć kogoś kto będzie mógł pomóc pani Weronice. Przez pierwszy miesiąc na pewno będzie jeszcze bardzo słaba. Dodatkowo będzie potęgowała to ciąża, w końcu nie od dziś wiadomo, że pierwsze trzy miesiące są najgorsze. Dziwne, że pani Weronika nie miała do tej pory żadnych objawów: nudności, zmęczenia.
-Powiedział jej pan doktor?
-Uznałem, że pan powinien to zrobić. Także proszę iść podzielić się tą radosną nowiną z narzeczoną.

Kilka minut później
Kiedy tylko przekroczyłem próg sali zobaczyłem piękny uśmiech na twarzy Weroniki.
-Wojtuś.
-Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałem.
-Wiem, wszystko słyszałam. Słyszałam każde słowo wypowiedziane przez ciebie. Tyle razy chciałam otworzyć oczy i powiedzieć ci jak bardzo cię kocham, ale nie mogłam.
-Muszę ci coś powiedzieć. Ja, ty, my....
-No wykrztuś to w końcu z siebie.
-Będziemy mieli dziecko, jesteś w ciąży.
-Naprawdę?
-Tak, nie wiem jak to jest możliwe, ale tak bardzo się cieszę.
-Nawet nie wiesz jak ja się cieszę. Myślałam, że nigdy nie będę mieć dzieci, a tu taka niespodzianka.
-Nie żałujesz, że będziesz musiała zrobić sobie przerwę?
-Żartujesz? Będę nosić pod sercem małą istotkę która jest owocem naszej miłości. Czego tu żałować? Poza tym będę mogła częściej wychodzić na mecze i oglądać takiego jednego wysokiego i przystojnego siatkarza w akcji.
-Zaczynam się robić zazdrosny.

-Nie masz o co wariacie, przecież to ty jesteś tym szczęściarzem. A teraz proszęcię pocałuj mnie, nawet nie wiesz jak za tym tęskniłam.  
















Słodko, słodziutko, aż do porzygu xd
mam nadzieję, że komuś się podoba :)
proszę o komentarze :)

czwartek, 10 lipca 2014

Nowe opowiadanie

Zapraszam was serdecznie na coś zupełnie nowego.
Opowiadanie, które wystartuje zaraz po zakończeniu tego opowiadania :)
Mam nadzieję, że chętnie będziecie zaglądać również tam 
http://siostrasiatkarza.blogspot.com/




Na razie zapraszam do zapoznania się z zawartością zakładki bohaterowie.
Mile widziane komentarze :) 
Pozdrawiam wszystkich serdecznie :)

środa, 9 lipca 2014

51

Powolnym krokiem udałem się w kierunku sali Weroniki. Nie mogłem uwierzyć w to, że Weronika jest w ciąży. Tak bardzo bała się, że nie może mieć dzieci, a tu taka niespodzianka. Będzie musiała na jakiś czas przerwać karierę, ale myślę, że kiedy dowie się o wszystkim będzie szczęśliwa. Niepewnie wszedłem do pomieszczenia. Na białym łóżku leżała blada jak ściana Weronika. Jej wątłe ciało okalało pełno rurek.
-Weronika kochanie tak bardzo się o ciebie bałem. Musisz obudzić się jak najszybciej. Będziemy mieli dziecko. Nawet nie wiesz jak się cieszę.
-Panie Wojtku musi pan już wyjść.
-Tak, już wychodzę.
-Kocham cię – pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z sali.
Kiedy stanąłem przed salą zdałem sobie sprawę, że powinienem powiadomić o wszystkim Facundo i Sebastiana. Po chwili wykręcałem już numer tego pierwszego.
-Wojtek? Już się za mną stęskniłeś?
-Weronika miała wypadek.
-Co? Dopiero się widzieliśmy.
-Wpadła pod rozpędzony samochód. Leży teraz w szpitalu jeżeli chcesz to przyjedź.
-Jasne, za chwilkę będę.
-Mógłbyś zawiadomić Sebastiana? Chyba powinien o wszystkim wiedzieć.
-Zaraz do niego zadzwonię.
-To czekam na ciebie w szpitalu.

Pół godziny później poczułem, że ktoś siada na krześle obok mnie.
-Jak to się stało?
-Siedzieliśmy sobie w domu kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Okazało się, że to rodzice Weroniki.
-Moment, moment ja tu czegoś nie rozumiem! Przecież rodzice Weroniki zginęli w wypadku. Powrócili zza światów?
-To byli zupełnie inni ludzie. Przyszli i powiedzieli, że Weronika została adoptowana, że tak naprawdę to oni są jej prawdziwymi rodzicami.
-Wcześnie zebrało im się na powiedzenie prawdy. Gdzie byli przez te dwadzieścia lat?
-Podobno szukali jej już od dłuższego czasu, ale dopiero dzięki temu, że pojechała do Włoch udało im się ją odnaleźć.
-Rozumiem, że Weronika się zdenerwowała i wybiegła z domu.
-Skąd wiesz?
-Już trochę ją znam.
-Pobiegła na cmentarz. Oni pojechali za nią, ja później też tam pobiegłem. Kiedy byłem już obok wejścia zobaczyłem Weronikę uderzającą w ten samochód. Nie mogłem nic zrobić.
-Ale wszystko będzie dobrze?
-Lekarze mówią, że trzeba czekać.
-Na pewno wszystko będzie okej. Weronika jest dzielna poradzi sobie.
-Mam nadzieję bo ma dla kogo żyć – szepnąłem pod nosem.
-Mówiłeś coś?
-Nie, nie nic.


Do dupy i bez sensu. 

poniedziałek, 7 lipca 2014

50

Pogotowie przyjechało po dwudziestu minutach. Do ich przyjazdu sprawdzałem czy weronika cały czas oddycha. Na szczęście ani na chwilę nie przestała oddychać. Karetka zabrała ją po chwili do szpitala, ale ratownicy nie pozwolili mi z nimi jechać. Tymczasem moim oczom ukazali się Milena i Francisco.
-To wszystko wasza wina. Po co wtrącaliście się w jej życie. Nie było was dwadzieścia lat. Tak nagle przypomnieliście sobie, że macie córkę? Gdyby nie wy Weronika siedziałaby sobie teraz spokojnie ze mną w salonie i oglądała film śmiejąc się do rozpuku.
-My nie.... My tylko chcieliśmy poznać naszą córkę.
-Super wam wyszło to zapoznanie. Nie ma co. Jadę teraz do szpitala i nie chcę was tam widzieć. Rozumiemy się?
Nie czekając na odpowiedź pobiegłem do domu by zabrać samochód stojący pod budynkiem. Drogę do szpitala pokonałem ta szybko jak nigdy w życiu. Po drodze złamałem wszystkie możliwe przepisy, ale nie to było teraz najważniejsze. Najważniejsza jest teraz Weronika. Zaparkowałem samochód na szpitalnym parkingu i szybko wbiegłem do budynku szukając recepcji czy czegoś takiego.
-Dzień dobry – uśmiechnęła się do mnie pani w recepcji.
-Dzień dobry. Szukam dziewczyny, przywieziono ją niedawno z wypadku.
-A tak wiem, jest w tej chwili operowana. A pan to?
-Jestem jej narzeczonym.
-W takim wypadku proszę za mną zaprowadzę pana pod blok operacyjny.
-Dziękuję.
-To tutaj. Gdyby pan czegoś potrzebował zawsze ja albo któraś z moich koleżanek jest w dyżurce.
-Dziękuję.
Kiedy pielęgniarka odeszła usiadłem na krześle i omiotłem wzrokiem otoczenie. Sterylne białe ściany, białe fartuchy pielęgniarek przechodzących obok mnie. Nienawidzę szpitali. Kiedy byłem mały babcia pojechała do szpitala. Miały to być tylko kontrolne badania, a okazało się, że już z niego nie wyszła. Zmarła dwa dni później. Od tego czasu chowam w sercu urazę do każdej osoby chodzącej w białym kitlu. Oparłem głowę o ścianę i czekałem. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, a każda minuta zdawała się być godziną. W pewnym momencie zobaczyłem łóżko z Weroniką wyjeżdżające z sali operacyjnej. Była taka blada, na twarzy miała mnóstwo siniaków i zadrapań. Zaraz za nią z sali wyłonił się lekarz.
-Doktorze co z nią?
-Jest pan kimś z rodziny?
-Jestem jej narzeczonym.
-W takim razie zapraszam do gabinetu.
Kiedy znaleźliśmy się w pomieszczeniu lekarz ponownie zabrał głos.
-Nie będę owijał w bawełnę. Stan pani Weroniki jest bardzo ciężki. Najbliższe godziny będą decydujące. Musimy wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
-Mógłbym ją zobaczyć.
-Tak, ale tylko na chwilę. Jest bardzo słaba, musi odpoczywać. A i jeszcze jedno, wiedział pan, że pani Weronika jest w ciąży?
-W ciąży? Ale to nie możliwe, Weronika miała wypadek i powiedzieli nam, że nie będzie mogła mieć dzieci.
-W takim razie musieli się pomylić. To piąty albo szósty tydzień.
-Dziękuję panie doktorze – wyszedł z gabinetu niedowierzając w to co usłyszał. Dokładnie wiedział kiedy poczęli swoje dziecko. To ten pamiętny wieczór kiedy jej się oświadczył. To właśnie wtedy zdarzył się cud, którego owoc przywitają za niecałe osiem miesięcy na świecie. Owoc ich wielkiej miłości.











Wczoraj zostałam chrzestną tego oto przystojniaczka :D
Słodziak prawie wcale nie płakał w kościele :D

sobota, 5 lipca 2014

49

-Wojtek kim są ci państwo?
-O to samo mógłbym zapytać ciebie w końcu to do ciebie przyszli.
-Kim państwo są i co państwa do mnie sprowadza?
-Nazywamy się Milena, a to jest mój mąż Francisco.
-I co w związku z tym?
-Naprawdę niczego się nie domyślasz? Weronika my jesteśmy twoimi rodzicami.
-To chyba jakiś żart. Moi rodzice zginęli parę lat temu w wypadku samochodowym.
-Tak, ale oni nie byli twoimi prawdziwymi rodzicami. Adoptowali cię jak byłaś mała. Byłam jeszcze strasznie młoda, nie byłam gotowa na dziecko, a twoja mama była moją koleżanką ze szkoły. Kiedy dowiedziała się, że jestem w ciąży i nie chcę tego dziecka postanowiła zaadoptować je razem z twoim tatą. Zaraz po porodzie wyjechałam do Włoch. Później próbowałam cię znaleźć, ale nie udało mi się. Dopiero kiedy zaczęłaś grać we Włoszech i poznałaś Emanuele...
-Co ten typ ma z tym wspólnego?
- Emanuele to syn mojego brata. To dzięki niemu dotarliśmy do ciebie.
-Nie mogę w to uwierzyć. To nie może być prawda – zerwałam się z kanapy i niewiele myśląc wybiegłam z domu. Biegłam przed siebie na oślep. Po jakimś czasie znalazłam się na cmentarzu. Kupiłam kwiaty i udałam się w kierunku grobu moich rodziców.
-Nie wierzę im, oni nie mogą być moimi rodzicami. To wy nimi byliście, to wy byliście przy mnie kiedy stawiałam pierwsze kroki, kiedy powiedziałam pierwsze słowo. To do was mówiłam „tato” i „mamo”. To wy byliście przy mnie jak byłam chora, tuliliście mnie do snu kiedy miałam koszmary. Tak bardzo mi was brakuje. Po chwili usłyszałam kroki i obok mnie stanęła ta kobieta.
-Co pani tutaj robi?
-Chciałam jeszcze chwilkę z tobą porozmawiać. Intuicja podpowiadała mi, że tu będę mogła cię znaleźć.
-Nie powinno pani tu być.
-Weronika wiem, że jest ci trudno, ale taka jest prawda. Musieliśmy ci o tym powiedzieć, chcieliśmy żebyś wiedziała, że masz rodziców i możesz na nich liczyć.
-Nie mam rodziców. Moi rodzice zginęli kiedy miałam dziesięć lat i nic tego nie zmieni. To, że pani mnie urodziła nic nie oznacza. Równie dobrze każda kobieta na ulicy mogła nazwać się tym mianem. Niech pani zabierze ze sobą swojego męża i wraca tam skąd pani przyjechała.
Wybuchnęłam płaczem i zaczęłam biec. Błyskawicznie znalazłam się poza murami cmentarza i wybiegłam na ulicę. W ostatniej chwili zauważyłam jasne światła samochodu naprzeciwko mnie. Niestety nie mogłam nic zrobić. Jedyne co pamiętam to krzyk Wojtka, przeraźliwy ból i ciemność.

Oczami Wojtka
Kiedy Weronika wybiegła z domu wiedziałem, że jedynym miejscem w które mogła się udać był cmentarz. Niewiele myśląc zamknąłem drzwi po wyjściu tych ludzi i czym prędzej tam pobiegłem. Kiedy byłem już przy bramie zauważyłem Weronikę wybiegającą na ulicę prosto przed koła nadjeżdżającego samochodu. Auto uderzyło w jej ciało z wielką siłą. Błyskawicznie do niej podbiegłem i sprawdziłem puls. Był słaby, ale na szczęście wyczuwalny. Chwilę później obok mnie pojawił się kierowca samochodu.
-Matko Boska, ja nie chciałem, ta dziewczyna sama wpadła mi pod koła. Nie mogłem nic zrobić.
-Niech pan zadzwoni po pogotowie.
-Co?
-Niech pan zadzwoni natychmiast po pogotowie.



Pierwszy mecz z Iranem wygrany, dzisiaj miejmy nadzieję następny i czekamy aż makaroniarze skopią tyłki Brazylijczykom.
Mam tylko nadzieję, że uraz Mariusza nie jest poważny bo bez niego będzie bardzo, ale to bardzo ciężko.

piątek, 4 lipca 2014

48

Oczywiście nie mogło obejść się bez imprezy. Zabawa trwała do białego rana. Wojtek kilka razy chwalił się przed wszystkimi jakim to on jest szczęściarzem, że zgodziłam się zostać jego żoną. Około piątej postanowiłam zabrać go do domu. Niestety nie było to takie proste gdyż ledwo trzymał się na nogach. Swoją drogą nie tylko ja miałam taki problem. Pół zespołu narąbało się jak stodoła i każda z dziewczyn próbowała doprowadzić do jakiegokolwiek stanu używalności swoją drugą połówkę. Jakimś cudem udało mi się wpakować Wojtka do taksówki, ale na tym niestety koszmar się nie zakończył gdyż pan Włodarczyk postanowił uciąć sobie drzemkę w taksówce. Na szczęście pan taksówkarz okazał się na tyle miły, że pomógł mi wprowadzić go do domu. Tak na marginesie dostał za to całkiem niezły napiwek. Kiedy odprowadziłam taksówkarza i wróciłam do domu ujrzałam Wojtka tańczącego ze szczotką. Niewiele myśląc złapałam za telefon i nagrałam tą całą idiotyczną sytuację. Nie wiem jakim cudem udało mi się utrzymać telefon gdyż cały czas zwijałam się ze śmiechu.
-Mogę zapytać co ty robisz?
-Jak to co? Tańczę, nie widać?
-Widać, ale dlaczego tańczysz ze szczotką? - w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami i tańczył dalej. Stanęłam obok niego, wyjęłam mu szczotkę z ręki. Złapałam go pod ramię i zaprowadziłam do sypialni. Położyłam go na łóżku zdjęłam koszulę i spodnie, a potem przykryłam kołdrą. Kiedy chciałam wyjść z sypialni usłyszałam jego głos.
-Nie zostaniesz ze mną?
-Nie mam zamiaru z tobą spać. Śmierdzisz alkoholem na kilometr. Miłej nocy.
Zamknęłam drzwi i udałam się do kuchni. Zrobiłam sobie herbatę malinową i usiadłam na kanapie w salonie. Kiedy opróżniłam kubek postanowiłam, że zaniosę mu do pokoju butelkę wody i jakieś tabletki przeciwbólowe żeby nie budził mnie z samego rana bo na pewno będzie miał ogromnego kaca. Wojtek pochrapywał już sobie spokojnie w sypialni kiedy do niego weszłam. Zostawiłam wszystko i poszłam do pokoju gościnnego by po chwili oddać się w objęcia Morfeusza.

Następnego dnia obudził mnie trzask dochodzący z kuchni. Spojrzałam na zegarek, na którym widniała godzina dwunasta. Ubrałam szybko szlafrok i weszłam do kuchni. Przy kuchence stał Wojtek w samych bokserkach i coś gotował. Właściwie nie powinnam nazywać tego gotowaniem.
-Co ty robisz?
-Chciałem zrobić ci śniadanie do łóżka, ale widzę, że już wstałaś.
-Obudziłbyś umarłego. Następnym razem postaraj się tak nie rozbijać.
-Ale skoro już tutaj jesteś to może zaczniemy od deseru – podszedł do mnie i pocałował.
-Nie jesteś przypadkiem zmęczony?
-Nie, mam bardzo dużo energii – wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Po wszystkim leżeliśmy wtuleni kiedy przerwał nam dźwięk dzwonka do drzwi. Wojtek założył tylko spodnie i poszedł otworzyć drzwi. Ja szybko założyłam na siebie jakąś koszulkę i spodnie. Po chwili usłyszałam krzyk Wojtka.
-Do ciebie.
Wyszłam z sypialni. W salonie siedziała jakaś kobieta z mężczyzną.


Słodko w c*uj :D 
gorąco na dworze, gorąco w domu. chyba wybywam z książką na  dwór :D
pozdrawiam was serdecznie o zostawienie jakiegokolwiek komentarza. może być nawet buźka, żebym tylko wiedział, że to czytacie 


czwartek, 3 lipca 2014

47

Następnego dnia od samego rana szykowałam się na mecz. Umyłam włosy, wysuszyłam je i wyprostowałam. Założyłam koszulkę Wojtka, a do tego moje ulubione jeansy.
-Widzę, że jesteś już gotowa.
-Poprawię jeszcze tylko makijaż i możemy jechać.
-Ok. Po drodze wpadniemy jeszcze po dziewczynę Nicolasa.

Kiedy weszłyśmy na halę siatkarze rozciągali się na środku parkietu. Wojtek od razu mnie zauważył i uśmiechnął się od ucha do ucha. Chciał nawet do mnie podejść, ale pokazałam mu gestem żeby został na parkiecie. Na twarzach siatkarzy Skry było widać skupienie. Wyjściowa szóstka na mecz prezentowała się następująco: Facundo, Stefan, Nico, Andrzej, Karol, Mariusz i Paweł. Miałam nadzieję, że Wojtek wyjdzie na boisko, ale niestety okazało się inaczej. Pierwszy set był bardzo wyrównany. Gra toczyła się punkt za punkt, na szczęście w samej końcówce udało nam się zdobyć dwa punkty przewagi i rozstrzygnąć seta na naszą korzyść. Dwa kolejne to już popis gry Bełchatowian. I po półtorej godzinie kibice i siatkarze Skry mogli cieszyć się z upragnionego mistrzostwa. Zeszłam na parkiet i szukałam wzrokiem Wojtka. Po chwili poczułam jak ktoś kładzie mi dłonie na oczach.
-Wojtuś?
-Skąd wiesz, że to ja?
-Strzeliłam.
-Trafiłaś idealnie. Wiesz jak tęskniłem.
-Też tęskniłam. Nie mogłam doczekać się powrotu do Bełchatowa.
-Gratuluję zdobycia mistrzostwa.
-Nawzajem. Idź już do chłopaków.
-Chodź ze mną, nie chcę się z tobą rozstawać.
-Nie powinnam.
-Jesteś moją dziewczyną więc możesz.

Później wszystko działo się tak szybko. Szampan, konfetti, puchar, medale. Nie zauważyłam kiedy Wojtek zniknął. Po chwili zgasły światła i usłyszałam jego głos.
-Jest tutaj z nami pewna osoba, której też należą się brawa. Tydzień temu zdobyła mistrzostwo Włoch razem ze swoim klubem, a teraz wróciła na stare śmieci. Weronika zapraszamy cię bardzo serdecznie na środek.
Niepewnie stanęłam przy siatce.
-Chciałbym powiedzieć państwu coś bardzo ważnego. Weronika i ja zaręczyliśmy się. Bardzo się cieszę, że mogę podzielić się z wami tą radosną wiadomością. Szczególnie, że robię to w takim pięknym dniu jak w tym w którym Skra odzyskuje mistrzowski tytuł po dwóch latach.
Po przemówieniu Wojtka wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować na naszą cześć, a po chwili usłyszeliśmy głośne „gorzko”. Niewiele myśląc przyciągnęłam go do siebie i namiętnie pocałowałam.

wtorek, 1 lipca 2014

46

Rankiem następnego dnia w mieszkaniu Sebastiana panował istny bałagan. I to wcale nie przeze mnie jakby się mogło wydawać. Po prostu kochany Sebuś zaspał i latał jak poparzony po całym domu szukając różnych rzeczy, począwszy na spodniach, na kluczach skończywszy.
-Gotowy? Człowieku przecież ja się przez ciebie spóźnię na samolot.
-Spokojnie zdążymy, nie martw się.
-Powiedz mi jeszcze tylko gdzie są kluczyki od auta.
-Żartujesz sobie prawda?
-Nie.
-Jesteś cholernie nieodpowiedzialny. Zamawiam sobie taksówkę – wyciągnęłam telefon z torebki i wykręciłam numer.
-Zaczekaj, są – kiedy odwróciłam się zobaczyłam jak wyciąga zgubę zza łóżka.
-Serio? Szkoda, że ich do lodówki nie włożyłeś. Bierz walizki i wychodzimy.
-Tak jest proszę pani.
-To nie jest zabawne. Nie mam ochoty czekać na następny samolot kilku godzin.
-Jasne, już się nie śmieję.

Godzinę później na lotnisku
-Obiecaj mi, że będziesz dzwonił.
-Obiecuję.
-A i miej oko na Facundo na kadrze.
-Nie martw się to nie jest małe dziecko.
-Wiem o tym, ale podobno każdy facet na poziomie umysłowym zawsze pozostaje dzieckiem.
-A ja?
-Wyjątek potwierdzający regułę.
-A i jeszcze jedno, jak wrócę do Polski oczekuję na telefon w sprawie Alice. Mam nadzieję, że nie zdezerterujesz.

Pasażerowie lotu do Polski...
-To do zobaczenia mała.
-Mała to jest twoja pała Sole.
-Oj już się tak nie denerwuj. Dawaj przytulasa na koniec i spadaj bo zaraz ci samolot odleci i będziesz nadal skazana na moją łaskę i niełaskę.
-Pa.
-Dziękuję ci za te wszystkie chwile.
-To ja powinnam ci podziękować. To ty przemówiłeś mi do rozumu w sprawie Wojtka.
-Nie ma o czym mówić. Po prostu jestem starszy i mądrzejszy.
-Ty mądrzejszy? Koń by się uśmiał.


Kilka godzin później

Kiedy przeszłam przez odprawę na lotnisku zauważyłam Faundo i Elenę.
-Weronika, nawet nie wiesz jak tęskniłam.
-Głuptasie puść mnie jeżeli nie chcesz żebym się udusiła.
-Och, przepraszam.
-Jak mniemam to musi być Elena o której tak dużo mi opowiadałeś.
-W rzeczy samej. Weronika, moja przyjaciółka – Elena.
-Mam nadzieję, że mówił o mnie same dobre rzeczy.
-Jasne, nie masz się o co martwić.
-Gratuluję mistrzostwa.
-Dzięki, mam nadzieję, że jutro pójdziecie w nasze ślady.
-Też mam taką nadzieję, ale nie możemy lekceważyć Resovii to, że przegrali dwa pierwsze mecze nic nie oznacza.
-Dacie radę, wierzę w was.
-Dzwonił do mnie Wojtek. Pytał czy nie wiem kiedy wracasz do Polski.
-Mam nadzieję, że nic mu nie powiedziałeś.
-Spokojnie umiem trzymać język za zębami. Powiedziałem mu, że ostatnio z tobą nie rozmawiałem.
-No i prawidłowo.
-Dawaj te swoje bagaże. Zbieramy się do domu.

Dwie godziny później parkowaliśmy samochód pod jednym z osiedli na obrzeżach Bełchatowa.
-Gdzie my jesteśmy?
-A fakt, nic ci nie powiedziałem. Postanowiłem przedłużyć kontrakt ze Skrą i kupiłem mieszkanie.
-Na jak długo zostajesz w Polsce.
-Na razie na trzy sezony, ale nie wykluczone, że zostanę na dłużej.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę.
-Chodź zaprowadzę cię do twojego pokoju. Będziesz mogła się odświeżyć po podróży, a ja z Facundo przygotuję coś do jedzenia.
-Dziękuję.

Wyjęłam z walizki pierwszą lepszą koszulkę i dresowe spodnie. Następnie udałam się do łazienki i wzięłam gorącą kąpiel. Kiedy zeszłam na dół w jadalni czekała już zapiekanka.
-Dziękuję wam, że pozwoliliście mi się u siebie zatrzymać.
-Nie ma za co. Jesteśmy ci to winni.
-Kiedy wyjeżdżacie do Argentyny?
-Dwa tygodnie po skończeniu sezonu. Później mamy jeszcze tydzień wolnego i zaczyna się liga światowa.
-Umówiłam się z Sebastianem, że odwiedzi mnie w Polsce jakbyś chciał też możesz wpaść.
-Pomyślę nad tym. A i mam do ciebie prośbę. Mogłabyś zająć się mieszkaniem podczas sezonu reprezentacyjnego?
-Oczywiście.
-Dziękuję.
-Zrozumiem, że jedziesz jutro z nami na mecz?
-Jasne, ale wolałabym nie jechać z tobą bo Wojtek może mnie zobaczyć.
-Nie ma problemu pojedziesz razem z Eleną.